Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Dynio z miasteczka Bytom (Kleinfeld). Mam przejechane 54296.81 kilometrów Jeżdżę z prędkością średnią 16.71 km/h. button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Dynio.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Marzec, 2017

Dystans całkowity:303.91 km (w terenie 101.00 km; 33.23%)
Czas w ruchu:18:40
Średnia prędkość:16.28 km/h
Maksymalna prędkość:61.50 km/h
Suma kalorii:12653 kcal
Liczba aktywności:4
Średnio na aktywność:75.98 km i 4h 40m
Więcej statystyk
  • DST 100.33km
  • Teren 85.00km
  • Czas 06:15
  • VAVG 16.05km/h
  • VMAX 35.10km/h
  • Temperatura 8.2°C
  • Kalorie 4064kcal
  • Sprzęt Trek X-Caliber 7
  • Aktywność Jazda na rowerze

Celina

Niedziela, 26 marca 2017 · dodano: 31.03.2017 | Komentarze 1

A więc od początku. Mój kolega nadajmy mu imię Wojtek rzuca hasło aby pojechać do Celiny aby coś zjeść i przy okazji w końcu skutecznie utopić Marzannę. Mnie ten pomysł się spodobał bo z podobną grupą około roku temu pojechaliśmy na pyszne jedzenie i było super, zobaczcie tutaj !!! Nie mogłem odpuścić i towarzystwa i takiej jazdy. Namówiłem członków naszego stowarzyszenia i pojechaliśmy. Jednak dzień wcześniej mam służbę na godzinę 18 i rano nie będę miał czasu na spanie bo o 8 muszę być w Radzionkowie, na miejscu zbiórki, dodatkowo zmiana czasu i godzina kontrolowanej drzemki w pracy uciekła. Jednak ranka czeka mnie porządne drapanie szyb w samochodzie co nie nastraja mnie optymistycznie...nie lubię zimna. Ruszam z domu ciepło ubrany krótko po godzinie 7. Jedzie się nadzwyczaj dobrze jak na taką pogodę. Jest rześko, a zza chmur jednak wychodzi niezapowiadane słonko. W Radzionkowie obok stacji kolejowej czeka już całkiem zacna grupka rowerzystów. Przywitaliśmy się i ruszamy do Orzecha by przy tamtejszej OSP zabrać kolejną grupę rowerzystów i do Świerklańca po gospodarzy imprezy. Odtąd jedziemy już sporą bo 35 osobową kawalkadą. Wjeżdżamy w las i to głównie nim będziemy się poruszali. Właściwie nie ma co opisywać. Pierwszy przystanek mamy przy garbatym mostku, niestety nie znalazłem w internecie zbyt wiele informacji o nim. To taka kładka nad rzeką Mała Panew. Jest tam też wiata pod którą można się schronić ale są i też latem szerszenie czego doświadczyłem ubiegłego lata. Dojeżdżamy do zalewu Zielona i na moście rzeki Mała Panew wrzucamy Marzannę do rzeki. Ta trochę się miota ale w końcu odpływa w dal...
Kolejne krótkie przystanki i docieramy do Kalet. Tutaj dołączają kolejni w tym Monika, jakoś mam szczęście do kobiet o tym imieniu... ;) Bez kłopotów docieramy do celu. Bar robi fajne wrażenie, dużo drewna, kominek. Fajna atmosfera. Gorzej z logistyką, oczekiwanie na posiłek około 45 minut. Nic straconego, integrujemy się w grupach. Jest wesoło. Oczekiwanie na posiłek opłacało się. Dwa razy w życiu jadłem dobrą roladę, to był ten drugi raz. MEGA !!! czego nie omieszkałem zaznaczyć przy wyjściu komplementując kucharkę. Chyba była zadowolona. 
Wyszło słońce i zrobiło się o niebo cieplej, zrzuciłem polarowe rękawiczki. Wracamy. Dalej lasem. Już wracamy. Przystanek w Krywałdzie i opowieść o nieistniejącej wiosce. Pozostał krzyż i ławeczka. Dostrzegam zdziczałe drzewa owocowe. Krótko i znowu przystanek przy źródle które zostało wykopane na potrzeby pobliskich Kalet lecz nigdy nim się nie stało z uwagi na duże żelazowanie wody. Jednak teren wokół fajnie zagospodarowany i można tutaj odpocząć. Kolejne kilometry i postój przy kościółku w Bruśku. Tutaj proboszcz ma własny parking dla swojego roweru ;) Na kolejnym postoju część uczestników odjeżdża do swoich domów. Po drodze będzie tak dalej. I my żegnamy się z resztą w Tarnowskich Górach. Wracamy do siebie.
To była bardzo udana wycieczka. Było wspaniale. Akumulatory podładowane.




  • DST 86.96km
  • Czas 05:03
  • VAVG 17.22km/h
  • VMAX 47.10km/h
  • Temperatura 7.9°C
  • Kalorie 3545kcal
  • Sprzęt Trek X-Caliber 7
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

60 Otwarcie Turystycznego Sezonu Kolarskiego i topienie marzanny

Niedziela, 19 marca 2017 · dodano: 01.04.2017 | Komentarze 0

To był zakręcony i to dosłownie rowerowy dzień. Wczoraj późnym wieczorem przeszła śnieżna nawałnica, po której rano nie został ślad nie licząc porozrzucanych paczek styropianu z pobliskiej budowy.
Wstałem o 6. Na termometrze szalone +1°. Już chciałem zdezerterować, udać że zaspałem i takie tam. Ale to by było najgłupsze co można zrobić. Wstałem, zjadłem, ogarnąłem się i pojechałem. Wiatr okrutny. Niedługo później jestem obok muszli koncertowej...sam. Jest 7:55. Ręce i nie tylko one mi opadły. Bo albo nikt nie przyjechał albo wszyscy już pojechali. Błąd. Po chwili zaczęli się zjeżdżać. Kilku rowerzystów z Catena. Ruszamy do Tworoga Małego. Mimo tego wiatru jedzie się świetnie. Przez Bytom do rogatek konwojuje nas Straż Miejska. Zabrze i Gliwice po prostu przejeżdżamy. Na miejscu meldujemy się równo o godzinie 11. Zapisujemy się i wpłacamy wpisowe. To pierwsza impreza w której płacę i pierwsza w której korzystam z "Książeczki Wycieczek Kolarskich PTTK" Ktoś ze mnie się śmiał że to oznacza już starość jak się zbiera pieczątki poświadczające uczestnictwo w wycieczce. Ale co on tam wie, na rowerze nie jeździ...
Na miejscu około 400 osób z różnych nawet odległych części województwa. Kilku od lat niewidzianych znajomych, ogólnie sielanka. Pieczemy kiełbasy i właściwie nie wiadomo jak na minął nam czas. Czas wracać. Wioskami a właściwie "sypialniami" Gliwic wracamy do...Gliwic. Peryferia Zabrza i Ja już jestem w domu, reszta ma do przejechania kilka kilometrów.



  • DST 70.13km
  • Teren 1.00km
  • Czas 04:28
  • VAVG 15.70km/h
  • VMAX 47.60km/h
  • Temperatura 6.1°C
  • Kalorie 3036kcal
  • Sprzęt Trek X-Caliber 7
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nikiszowiec i Giszowiec

Niedziela, 12 marca 2017 · dodano: 12.03.2017 | Komentarze 1

Nikiszowiec a potem w konsekwencji Giszowiec to cele naszego dzisiejszego wyjazdu. Spod naszej siedziby ruszamy w 10 osób. Kierunek to Chorzów. Spontanicznie zatrzymujemy się obok szybu Prezydent. Mnie pokusiło mimo lęku wysokości wdrapać się kilkaset schodów do góry. Po co to nie wiem. Jak szybko wszedłem tak szybko zszedłem. Ale widoki super.

Wieża wyciągowa szybu Prezydent
Wieża wyciągowa szybu Prezydent © Dynio

Widok z szybu Prezydent
Widok z szybu Prezydent © Dynio

Widok z szybu Prezydent
Widok z szybu Prezydent © Dynio

Kilka obrotów korbą i jesteśmy obok pomnika Powstańców Śląskich. Padłą propozycja wspólnej fotografii, ale niestety jej nie mam ;) Bez kolejnych postojów meldujemy się na miejscu i rozsiadamy wygodnie w Cafe Byfyj. Jak poprzedniej niedzieli tak i tej kawa pyszna oraz pyszne ciasto. Tylko te ceny...cóż Nikiszowiec stał się modny, snobistyczny i drogi. Wystarczy spojrzeć na ceny mieszkań. Posiedzieliśmy pojedliśmy i popili. Czas pozwiedzać. Objechaliśmy okoliczne uliczki. Wracamy. Po drodze Giszowiec i plener fotograficzny. Wagoniki kopalniane ozdobione przez artystów grupy janowskiej.

Wagonik kopalniany
Wagonik kopalniany © Dynio

Wagonik kopalniany
Wagonik kopalniany © Dynio

Trafia się też dekiel gulika z herbem. Lubię je.

Kanał czyli dekiel czyli pokrywa
Kanał czyli dekiel czyli pokrywa © Dynio

Kolejny krótki postój przy kopalni Wujek. Nie trzeba tłumaczyć co tutaj się stało i kiedy...

Kopalnia Wujek
Kopalnia Wujek © Dynio

Zaczyna kropić a do domu ze 25 kilometrów. Jedziemy a Iza zadaje tempo, pod górki nie ma lepszej. Liczne postoje, światło czerwone wybitnie nas kocha. Grupa się "kruszy" część kończy w Chorzowie a część jedzie do domu w Szombierkach-dzielnicy mojego miasta. Do domu docieram z Marianem, miechowiczaninem. Tak skończył się kolejny udany rowerowy dzień. Było wspaniale. Jak zawsze.






  • DST 46.49km
  • Teren 15.00km
  • Czas 02:54
  • VAVG 16.03km/h
  • VMAX 61.50km/h
  • Temperatura 14.9°C
  • Kalorie 2008kcal
  • Sprzęt Trek X-Caliber 7
  • Aktywność Jazda na rowerze

Niedzielnie z SRB

Niedziela, 5 marca 2017 · dodano: 05.03.2017 | Komentarze 0

Jak jest niedziela to jest wycieczka SRB. Nawet mimo niespokojnej nocy udało mi się zdrzemnąć oraz dodatkowo 2 godziny w domu spowodowało że pod siedzibą o 11 byłem "monter" Na miejscu równo 10 osób. Kilka osób z Cateny. 11:05 ruszamy. Nikt nie zamula jedzie się świetnie. Po drodze rozmowy czyli niedzielny luz. Pierwszy postój robimy w parku w Świerklańcu. Wizyta w Pałacu Kawalera. Wstyd się przyznać ale wewnątrz byłem pierwszy raz, a z zewnątrz setki. Posiedzieliśmy i pogadaliśmy. Jedziemy na kawę do Tarnowskich Gór na Rynek. Przecieram szlak obok jednostki wojskowej. Zawsze bałem się tamtędy jeździć okazało się że niepotrzebnie. Krótki postój robimy na jednym z nielicznych skrzyżowań normalnego toru z wąskotorowym oczywiście kolejowym skrzyżowaniem. Niedługo potem rozsiadamy się wygodnie w kawiarni Gryfnyj Kafyj. Kawa jest genialna, lepszej chyba nie piłem. Do tego świeżo wyciskany sok z pomarańczy który, kolejny raz wstyd się przyznać piłem po raz pierwszy. Teraz wiem że to co mamy w sklepach nawet uznanych marek to...pomyje. Miło się rozmawiało, śmiało itp. ale czas wracać. Jedziemy czarnym szlakiem. Przy "red rock" dzielimy się na dwie grupy. My jedziemy do domu. Część jedzie do oberży. Tak kończy się rowerowa niedziela. Spędzona w doborowym towarzystwie.