Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Dynio z miasteczka Bytom (Kleinfeld). Mam przejechane 54296.81 kilometrów Jeżdżę z prędkością średnią 16.71 km/h. button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Dynio.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 196.94km
  • Teren 15.00km
  • Czas 11:02
  • VAVG 17.85km/h
  • VMAX 42.50km/h
  • Temperatura 21.1°C
  • Kalorie 8278kcal
  • Sprzęt Trek X-Caliber 7
  • Aktywność Jazda na rowerze

Lubliniec - Wieluń - Częstochowa

Wtorek, 8 maja 2018 · dodano: 23.05.2018 | Komentarze 2

Dzień pierwszy.
Pierwszy tegoroczny dwudniowy wyjazd. Był on efektem rozmowy internetowej jakoby Załęczański Park Krajobrazowy (ZPK) jest atrakcyjnym miejscem dla rowerowania. Po wykonaniu kilkudziesięciu telefonów udało mi się znaleźć nocleg. Już kiedyś pisałem że na jedną noc z rowerem nie chcą przyjmować. W końcu dodzwoniłem się do miłej właścicielki "Karasiówki" w Żytniowie. Pani miła, konkretna a rower będzie garażował w zamykanym pomieszczeniu z alarmem. Więc jadę...
Nie jadę z Bytomia, aby się nie mieć po pierwszym dniu konkretnie dość, postanowiłem że ruszę z Lublińca. Do Lublińca jadę pociągiem. Podróż szybka i spokojna. W Lublińcu jadę na Rynek na lody. Proszę mi wierzyć że połączenie pietruszki, selera i koperku jest w lodach możliwe. Polecam. Zjadłem co zjadłem więc jadę. Lubliniec jest dość mocno rowerowy. Od razu do granic miasta jadę szeroką asfaltową drogą rowerową. Od granic już nie ale drogi lokalne i mimo normalnego dnia pracy, ruch jest niewielki. Jedzie się fajnie do czasu wjazdu do lasu. Tutejsze maja drogi głównie piaszczyste oraz kamieniste, kamienie wielkości piłeczek celuloidowych. Koszmar rowerzysty. Do tego w jednym z miejsc popełniam na rozstaju dróg błąd nawigacyjny i jak głupi krążę po lesie. Trudno, trzeba się uczyć tras. W końcu las się kończy i jadę po w miarę płaskim terenem. Nie koniec to jednak moich kłopotów. Kiedy zatrzymałem się aby zaczerpnąć z bidonu wody, obróciłem się. Za mną było ciemno i grzmiało. Jeszcze przejechałem kilometr i musiałem ubrać kurtkę przeciwdeszczową. Od tego momentu ostatnie 15 kilometrów jadę w deszczu a ostatnie 3 kilometry jadę w ulewie. Docieram o przyzwoitej porze. Gospodyni jak mnie zobaczyła to najpierw rozkazała mi mycie i ogarnięcie roweru a później dopiero wtedy sprawy meldunkowe. Zaliczyłem jeszcze zakupy w wsiowym sklepie i do łózka. Nawet telewizora nie włączyłem. 

Dzień drugi
Pobudka o 7 rano. Do wsiowego sklepu po prowiant, śniadanie i jadę w trasę. mimo chłodnej nocy, wszystko wyschło. W dobrym humorze ruszam przed siebie. Płaska droga, jedzie się fajnie. Znów kilka odcinków leśnych ale na szczęście krótkich. Kilka podjazdów zaczyna się przed Wieluniem, tutaj trafiam też na dość wygodną rowerówkę, co prawda z kostki ale jakoś dzisiaj mi to nie przeszkadza. Dojeżdżam na miejsce i funduję sobie kawę w kawiarni, nie dość że w kawiarni to jeszcze w filiżance. Kto zabroni rowerzyście. Objechałem sobie miasto i stwierdziłem że bardzo chciałbym tutaj mieszkać. Tak zielonego i zadbanego w domyśle czystego miasta nie widziałem już dawno. Po prostu tutaj dbają. W miejscowej bibliotece pieczętuję książeczkę wycieczek kolarskich i kilka minut rozmawiam z jej dyrektorką, bardzo miła i dystyngowana Panią. Jeszcze tylko kupić mały olejek do łańcucha bo wczorajszy deszcz wszystko wypłukał i mogę jechać dalej. Jedzie się dobrze ale bez mapy a to co mam w smarfonie to jakaś porażka nie zwiedzam ZPK, po prostu przejeżdżam go po ulicy. Kolejne mniejsze lub większe miasteczka. Szczególnie fajne był Działoszyn. Po prostu fajny. Dalej już bardziej znane mi okolice. Byłem tutaj kilka lat na wakacjach. Ale odcięło mi prąd. Jechałem bardziej siłą woli i świadomością że muszę dojechać do Częstochowy. Zrobiło się też nieznośnie parno. Dojeżdżam do częstochowy, ruch na ulicach okropny a dróg rowerowych niewiele. Nie jestem głodny a spragniony. Kupuję wodę i wracam wcześniejszym pociągiem do Zabrza. Z Zabrza po ulewie docieram do domu. Było fajnie i było warto.




































Komentarze
Roadrunner1984
| 18:30 niedziela, 27 maja 2018 | linkuj No Jacku ale strzelileś TRIPA. Na żywo trasa musiała wyglądać bajecznie :)
biber
| 14:08 piątek, 25 maja 2018 | linkuj Witam
Ja tam jak gdzieś jadę dalej to zabieram mapę papierową - nic nie zastąpi przyjemności planowania wycieczki "jadąc" placem po mapie i późniejszej jazdy wg, swojej własnej trasy.
A jeśli chodzi o smartfona to mam wgrane to: [url=]https://play.google.com/store/apps/details?id=net.osmand[/url]
(zakładam, że masz androida w telefonie). Zaletą tych map jest, że działają offline i mają rowerową warstwę.
Pozdrawiam i Wiatru w plecy!
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!