Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Dynio z miasteczka Bytom (Kleinfeld). Mam przejechane 54296.81 kilometrów Jeżdżę z prędkością średnią 16.71 km/h. button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Dynio.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Z przyjaciółmi,choć z jednym ;)

Dystans całkowity:15150.30 km (w terenie 1324.82 km; 8.74%)
Czas w ruchu:928:32
Średnia prędkość:16.32 km/h
Maksymalna prędkość:99.90 km/h
Suma podjazdów:9090 m
Maks. tętno maksymalne:200 (100 %)
Maks. tętno średnie:141 (71 %)
Suma kalorii:691462 kcal
Liczba aktywności:314
Średnio na aktywność:48.25 km i 2h 57m
Więcej statystyk
  • DST 72.26km
  • Teren 22.00km
  • Czas 03:46
  • VAVG 19.18km/h
  • VMAX 47.80km/h
  • Kalorie 3308kcal
  • Sprzęt Trek X-Caliber 7
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Kaszuby rowerem

Środa, 3 sierpnia 2016 · dodano: 10.08.2016 | Komentarze 0

Kolejny rok, kolejne wakacje na Kaszubach u Moniki i jej Marcina. Więc kolejna wycieczka. Dzisiaj celem jest Szymbark. Ruszamy, ale najpierw sprawy na mieście. No i zaczęły się piaski :/ na szczęście dość często w to lato pada i "nawierzchnia" jest dość twarda. Jedziemy przez kolejne wsie i przysiółki. Pierwszy przystanek w Sikorzynie przy dworku Wybickich. Oglądamy go przez płot od ulicy. Następny krótki postój właśnie w Szymbarku gdzie uzupełniam bidon wodą z....Litwy. Konkretniejszy przystanek to Wieżyca i tamtejsza restauracja Biały Miś. Genialne miejsce z regionalnym jedzeniem i kolekcją....pluszowych misiów. Kawa i wracamy do Kościerzyny. Po drodze pada ciche...Wdzydze. Wracamy do domu, obiad zabieramy moje starsze dziecko. Jedzie się dziwnie bo cały czas mam wrażenie że dopadnie nas ulewa. Ale nie dopadła. Rozsiadamy się w stanicy jemy frytki i wracamy do domu.



  • DST 33.83km
  • Czas 01:41
  • VAVG 20.10km/h
  • VMAX 48.00km/h
  • Temperatura 28.6°C
  • Kalorie 1640kcal
  • Sprzęt Trek X-Caliber 7
  • Aktywność Jazda na rowerze

Stowarzyszeniowa kawka i ulewa

Wtorek, 26 lipca 2016 · dodano: 10.08.2016 | Komentarze 0

Jeśli niniejsza relacja, zdjęcie, krzywdzi Twoje uczucia religijne lub inne które masz, przekonania, kulturę, godzi w zasady, gust, smak, to masz prawo nie czytać tej relacji oraz prychnąć pod nosem "debil" pod moim adresem i zamiast komentować, skupić się na innych, konstruktywnych czynnościach, które sprawiają Ci przyjemność.


Popołudniu w parku na terenie kortów KS Górnik umawiamy się na stowarzyszeniową "kawkę" Ale nie tak szybko. Kiedy zbliża się godzina wyjazdu nad moim domem przechodzi nawałnica. Taka że całą szerokością ulicy płynie rzeka wody, to skutecznie hamuje mój wyjazd. Ale po burzy przychodzi słońce więc po 45 minutach wyjeżdżam. Im bliżej parku tym bardziej sucho. Jeszcze jadąc na spotkanie wiedziałem że będzie tam nasza koleżanka Iza która mieszka w Centrum Rudy Śląskiej. Pomyślałem że że po spotkaniu odprowadzę ją rowerowo do domu i tyłami przez Świętochłowice i Chorzów wrócę do domu.
Spotkanie udane. Robi się ciemno więc kończymy i ruszamy. Zerwał się wiatr, ale wiatr to wiatr. Nic nadzwyczajnego. W Szombierkach żegnamy Justynę i jedziemy dalej. Pięknie zachodzi słońce po prawej stronie...ale coś mi błysnęło po lewej. Na początku myślałem że to w promienie zachodzącego słońca odbiły się w czyimś oknie. Pomyłka to był błysk nadchodzącej burzy. Niemniej powiedziało się A to jedziemy bez względu na skutki. Z Izą żegnamy się w okolicy Urzędu Miejskiego. Jadę dalej w nadziei że jednak padać nie będzie. Kiedy dojechałem do Centrum Świętochłowic to tak jakby ktoś z wiader wodę wylewał. Z głównej ulicy miasta zauważyłem tramwaj linii 7. Pomyślałem że muszę na niego zdążyć i że może jak dojadę do Bytomia to padać nie będzie. Na najbliższy przystanek nie zdążyłem. Miałem możliwość przejechania przez 4 pasy ulicy Bytomskiej co mogło zakończyć się źle. Stałem przed światłami i otwarły się drzwi kabiny motorniczego i usłyszałem
"ja na pana zaczekam na przystanku" Ucieszyłem się bo kiedyś w podobnej ulewie zostałem w Katowicach z tramwaju wyproszony, grzecznie ale wyproszony. Na przystanku byłem szybko bo tramwaj jeszcze dwa razy stał na światłach. W końcu wsiadłem i spotkałem rowerzystkę która w ostatniej chwili w Katowicach uciekła przed ulewą. Im bliżej Bytomia tym bardziej lało. Mój plan legł w gruzach. Wysiadłem z tramwaju i wolno jechałem. Nie było widać krawężników. Woda nie nadążała uciekać do studzienek, wszystko w kilku miejscach stanowiło jedną wielką taflę wody. Najgorzej jednak było przez moment kiedy to woda wylewająca mi się spod kasku. Przeczekałem to pod daszkiem sklepu Żabka, nawet Pani zaprosiła mnie do środka ale nie skorzystałem bo nie chciałem zalać wodą sklepu. Ulewa trochę ustąpiła pojechałem dalej. Co najśmieszniejsze. Jeden kilometr dalej w dzielnicy Karb było...sucho. Nie spadła ani kropla deszczu, nawet jedna. Nie wspomnę o Miechowicach gdzie ja byłem dawcą wody wyciekającej z "pampersa" czy rękawiczek. Wniosek, jeździć przy niepewnej pogodzie z błotnikami.



  • DST 50.52km
  • Czas 03:18
  • VAVG 15.31km/h
  • VMAX 44.90km/h
  • Temperatura 28.3°C
  • Kalorie 2302kcal
  • Sprzęt Trek X-Caliber 7
  • Aktywność Jazda na rowerze

14 Bytomski Rodzinny Rajd Rowerowy

Niedziela, 24 lipca 2016 · dodano: 25.07.2016 | Komentarze 0

Jeśli niniejsza relacja, zdjęcie, krzywdzi Twoje uczucia religijne lub inne które masz, przekonania, kulturę, godzi w zasady, gust, smak, to masz prawo nie czytać tej relacji oraz prychnąć pod nosem "debil" pod moim adresem i zamiast komentować, skupić się na innych, konstruktywnych czynnościach, które sprawiają Ci przyjemność.


Kolejny Bytomski Rodzinny Rajd Rowerowy (BRRR). Lipiec więc część wyjechała odpoczywać. Jednak 70 osób przyjechało. Co tu dużo pisać. Było fajnie.



  • DST 52.76km
  • Teren 1.00km
  • Czas 03:00
  • VAVG 17.59km/h
  • VMAX 38.50km/h
  • Temperatura 28.6°C
  • Kalorie 2231kcal
  • Sprzęt Trek X-Caliber 7
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kulinarnie z Olkiem czyli pączki, lody i o mały włos zapiekanki

Sobota, 23 lipca 2016 · dodano: 23.07.2016 | Komentarze 0

Jeśli niniejsza relacja, zdjęcie, krzywdzi Twoje uczucia religijne lub inne które masz, przekonania, kulturę, godzi w zasady, gust, smak, to masz prawo nie czytać tej relacji oraz prychnąć pod nosem "debil" pod moim adresem i zamiast komentować, skupić się na innych, konstruktywnych czynnościach, które sprawiają Ci przyjemność.

Od tygodnia jesteśmy umówieni z Olkiem na małą wycieczkę. Olek nie jest jakimś wielkim oprócz gabarytów rowerzystą. Wyjazd jest typowo kulinarny, tak uwielbiamy jeść. Ustawiamy się pod piekarnią. Nie wiem czy Olek jadła ale jak go zobaczyłem to wydaje mi się że chyba nie. Ruszamy w kierunku Ziemięcic. Jak mówi mój koleżka "są tutaj prawdopodobnie najlepsze pączki na Śląsku" Jedziemy więc do Ziemięcic. Faktycznie pączki są, Są dobre ale czy pyszne to już niekoniecznie. Jadaliśmy lepsze. Lepsze były lody w Klapec. Dzisiaj 5 gałek w tym burak z jabłkiem. Kolejny przystanek to miały być zapiekanki ale wspólnie uznaliśmy że co za dużo to....
Zaliczamy zatem śluzę w Łabędach. Remont chyba ma się nie mieć końca i przepust na Kłodnicy, tutaj remont się zakończył. Z wolna jedziemy na dworzec kolejowy. Wieści internetowe mówią że oddano do użytku główną hale dworcową. Tak ale oprócz działających kas wszystko jest w powijakach. Żadnej gastronomi. Wszystko w organizacji. Na jednej z zamaskowanych szyb napis "komercjalizacja lokalu" Dla mnie prace zakończone w 90%. Perony już raczej gotowe. Trwa już kosmetyka. Trzeba to jeszcze zobaczyć wieczorem. Wracamy z wolna do domu. To były dobrze popełnione kilometry.

Riuny kościoła w Ziemięcicach
Ruiny kościoła w Ziemięcicach © Dynio

Klapec
Klapec © Dynio

Trek-i
Trek-i © Dynio

Elf w Gliwicach
Elf w Gliwicach © Dynio

Stacja Gliwice
Stacja Gliwice © Dynio

Elf w Gliwicach
Elf w Gliwicach © Dynio

Szyb Maciej
Szyb Maciej © Dynio





  • DST 31.24km
  • Czas 01:57
  • VAVG 16.02km/h
  • VMAX 46.30km/h
  • Temperatura 26.6°C
  • Kalorie 1428kcal
  • Sprzęt Trek X-Caliber 7
  • Aktywność Jazda na rowerze

13 Bytomski Rodzinny Rajd Rowerowy

Niedziela, 26 czerwca 2016 · dodano: 26.06.2016 | Komentarze 0

Trzynasta edycja naszego rajdu. Czy pechowa ? To zależy jak na to spojrzeć ;) Otóż naszym imprezom rowerowym zawsze towarzyszyły ekstrema pogodowe. Były temperatury od -28 do 36°C. Była też woda po ośki kół rowerów. Od samego początku zapowiadało się na deszcz. Myśleliśmy że ten dzisiejszy deszcz albo w jakiś cudowny sposób sobie odpuści albo spadnie na koniec. Myliliśmy się. W 85 osób wyjechaliśmy z Rynku. Jechało się fajnie. Jak zawsze humory dopisywały. Pierwszy postój z dwóch mieliśmy zaplanowany w Szombierkach. Dojechaliśmy na miejsce. Kilka chwil na napicie się wody z takiego dużegoooo "bidonu" z wodą jaki podstawiło na BPK i ruszamy dalej. Jak tylko ruszyliśmy, zerwał się wiatr, zagrzmiało i zaczęło padać. Najpierw pojedyncze krople potem już regularny ulewny deszcz. Kilometr dalej podejmujemy decyzję że odpuszczamy, szkoda ludzi męczyć a jazda w ulewie większości co zrozumiałe nie odpowiada. Skręcamy do śródmieścia. Pod budynkiem UM kończymy imprezę. Rozdajemy obiecane odblaski mimo wszystko uśmiechniętym rowerzystom. Mam nadzieję że następna impreza już bez przygód.



  • DST 128.97km
  • Teren 25.00km
  • Czas 06:17
  • VAVG 20.53km/h
  • VMAX 52.20km/h
  • Temperatura 31.6°C
  • Kalorie 5891kcal
  • Sprzęt Trek X-Caliber 7
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Ustroń

Czwartek, 23 czerwca 2016 · dodano: 25.06.2016 | Komentarze 3

Ustawka z Jarkiem nie była długa ;) Mieliśmy dwie trasy do wyboru. Padło na Wisłę a zakończyliśmy w Ustroniu. A i tak mamy progres bo mieszkając w sumie bliskiej odległości przez ostatnie dwa lata spotykaliśmy się raz do roku :D Szok a tu w 2016 roku już trzeci raz jedziemy gdzieś razem. No zwyżka o 200%.
Spotykamy się o godzinie 6:30 przed Agorą. Jest cudnie i około 15° Jedziemy znaną mi trasą prze Świętochłowice, Rudę Śląską, południowe dzielnice Katowic i Tychy. Po drodze chyba jeszcze w Katowicach miga mi postać znajomego rowerzysty to Amiga. Dojeżdżamy do Paprocan. Tutaj robimy pauzę na kawę, to znaczy ja na kawę a Jarek na zdjęcia. Bez kawy nie dam rady. Puściutko jak na koniec czerwca i upał który się wzmaga. Nad jeziorem Paprocańskim wybudowano klimatyczną kawiarnię Promenada z rzemieślniczo wyrabianymi lodami. Nie wiem jak lody bo nie próbowałem ale kawę polecam. Po całym posiedzeniu ruszamy dalej. Jarek nie widział pałacyku myśliwskiego więc skoro jesteśmy tak blisko....
Dalej przez las do szosy. Tutaj ciekawostka. Dojeżdżamy do asfaltu. Zatrzymujemy sie i patrzymy na lewo i prawo.  każdej strony jadą samochody. Normalnie bez wariactwa. Samochody jadące z lewej spokojnie obok nas przejeżdżają. Natomiast dostawczy Opel z mikołowską rejestracją, zatrzymuje się i pozwala nam wjechać na drogę. Mija nas szeroko i jedzie dalej. Szok i niedowierzanie. 
Po kilkuset metrach znowu wjeżdżamy w las. Jedziemy sobie tak tym lasem, rozmawiamy o tym i tamtym...i Jarek najeżdża na patyk leżący w poprzek drogi. Patyk grubości no może trochę więcej niż grubość kciuka. Patyk się łamie i wpada mi w tylne koło. Poczułem nagłą siłę która mnie wyhamowała. Zatrzymałem się i tak jedna szprycha łącznie z nyplem wyłamana a druga pogięta. Nie lubię takich sytuacji :/ Koło nawet się nie rozcentrowało. Dojeżdżamy do Pszczyny a mnie po głowie chodzi znalezienie ratunku z tej sytuacji. Nie żeby nie dało się jechać ale dyskomfort dla mnie był duży. Przy pomocy tubylców odnajdujemy serwis rowerowy. Panowie zawaleni robotą ale pomogli. Sposobem bez ściągania koła założyli nowy nypel "na oko" wycentrowali koło i mogliśmy jechać. Uspokoiło mnie to. Dopiero w domu przyglądnąłem się i stwierdzam że robota fachowa. Koło wcale nie bije i kręci się jak przedtem. Nie zabawiamy długo w Pszczynie. Jedziemy dalej. Jest coraz to goręcej. Nie skłamię jak powiem że słupek rtęci oscylował w granicach trzydziestej kreski.
Goczałkowice i zalew mijamy, myślałem że od wody powieje ale nie powiało. Znowu las. Tym razem ja ostrożnie. Landek to kolejny postój na "śniadanie" i uzupełnienie bidonów. Już bez postojów dojeżdżamy do Skoczowa i dalej drogami rowerowymi wzdłuż Wisły do Ustronia. Jazda staje się coraz bardziej męcząca i nie daje już frajdy. Po prostu się jedzie patrząc na przednie koło. Postanawiamy że tutaj kończymy naszą przygodę. Nie ma sensu jechać na siłę. Przekręciliśmy się po mieście, w sumie ładniejszym jak sąsiednia przereklamowana Wisła. Zjedliśmy pyszne lody z automatu. Kupiliśmy picie i posiedzieliśmy na peronie w oczekiwaniu na pociąg. To co przyjechało to stary poczciwy EN57 potocznie zwany kiblem. Jedyny plus tego pociągu to taki że rowery jadą sobie wygodnie. My sadowimy się troszkę dalej. Jedzie z nami koleś miłośnik sportów ekstremalnych czyli zjazdy rowerem z 70 km/h, skoki spadochronowe itp. W pociągu wszystkie okna otwarte, przeciąg chce urwać głowę a oddychać wewnątrz nie ma czym. Taka to "uroda" tych składów.
W Katowicach wytaczamy się z wnętrza i jedziemy do domów. O dziwo po znużeniu nie ma śladu i jedziemy nad wyraz sprawnie. W centrum żegnamy się i do następnego razu.

Lampka górnicza w dużej skali
Lampka górnicza w dużej skali © Dynio

Fontanna
Fontanna © Dynio

Rzeźba
Rzeźba © Dynio

Promnice
Promnice © Dynio

Promnice
Promnice © Dynio

EN57-1919 ra
EN57-1919 ra © Dynio




  • DST 38.38km
  • Teren 19.00km
  • Czas 02:03
  • VAVG 18.72km/h
  • VMAX 51.10km/h
  • Temperatura 25.6°C
  • Kalorie 1652kcal
  • Sprzęt Trek X-Caliber 7
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Kółeczko z Jarkiem z nutką kolejową

Środa, 15 czerwca 2016 · dodano: 16.06.2016 | Komentarze 1

Pomysł jazdy z Jarkiem miałem w głowie od dawna. Skrolowałem sobie na fejsbuczku kolejny raz to samo...kiedy zobaczyłem zieloną kropkę świecącą się na mesendżerze obok jego profilu. Zagadnąłem i już kilka minut później byłem u niego pod domem.  Z braku czasu klasyk czyli...jeziorka w Świerklańcu i Chechle. Jechało się świetnie. Trochę pogadaliśmy, trochę posiedzieliśmy i trochę powspominaliśmy. Aha i trochę poplanowaliśmy. Co z tego wyjdzie to czas pokaże. Wracając do domu utknęliśmy na przejeździe kolejowym w Nakle. Szlaban otwiera się dzwonkiem umieszczonym na zaporze. To znaczy dzwoni się a dróżnik otwiera. Nie tak łatwo jak by się wydawało. Otóż po 11 minutach oczekiwania i wygrywaniu dzwonkiem przeróżnych melodii w tym sygnału SOS uznaliśmy że dróżnik ma nas gdzieś albo śpi. W tym czasie czterech rowerzystów spokojnie sobie przeszło z rowerami pod szlabanem. Cóż...nawet żartobliwe zagadywanie że to złe i niebezpieczne nie pomogło. Jak chcemy to możemy sobie stać "oni tam śpią" 
Budka a właściwie budynek dróżnika był na wyciągnięcie ręki pojechaliśmy z myślą o zrobieniu porządku z tym służbistą. Na miejscu od w sumie miłego człowieka dowiedzieliśmy się że nawet on zablokowanego szlabanu otworzyć nie może przed przejazdem pociągu a w tym przypadku była to "lokomotywa spalinowa" Wymieniliśmy uprzejmości i kiedy wróciliśmy pod szlaban był on już otwarty. 
Przez łąki i pola dotarliśmy do jarkowych włości i cóż trzeba się było pożegnać, oby nie na długo. Pod domem zauważyłem dwa klasyki. Audi miało piękny czerwony lakier...


















  • DST 14.59km
  • Czas 00:51
  • VAVG 17.16km/h
  • VMAX 36.40km/h
  • Kalorie 690kcal
  • Sprzęt Trek X-Caliber 7
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Gdynia

Czwartek, 26 maja 2016 · dodano: 05.06.2016 | Komentarze 1

Wyjazd ten należy do kategorii jak najszybciej o tym zapomnieć. Szkoda czas mojego i paliwa nie mojego. Jest 26 maja. Wybieramy się do Gdyni a stamtąd rowerami mamy jechać do Władysławowa a jak siły pozwolą z powrotem do Gdyni. Oczywiście przy założeniu że pogoda będzie fajna. Ruszamy samochodem załadowanym po brzegi rowerami. Przyjeżdżamy do miasta wychodzimy z samochodu i zamarzamy. Jest może 11° ale my nie strudzeni w krótkich spodenkach wierzymy że jadąc się rozgrzejemy. Jedziemy na skwer Kościuszki, robimy rundę wzdłuż zacumowanych statków i ruszamy w kierunku właśnie Władysławowa ale uświadamiamy sobie że jak dojedziemy do Rewy to będzie sukces. Wjeżdżamy na kładkę dla rowerzystów i zawracamy. W taka pogodę marznąć nie ma sensu. Kawa na Lotosie i powrót do samochodu. Wracamy do Kościerzyny w której jest 25° Trudno uwierzyć ?! a jednak....



Port w Gdyni
Port w Gdyni © Dynio

Ulica świętojańska
Ulica świętojańska © Dynio

Skwer Kościuszki
Skwer Kościuszki © Dynio




  • DST 55.01km
  • Teren 24.00km
  • Czas 02:50
  • VAVG 19.42km/h
  • VMAX 44.20km/h
  • Kalorie 2477kcal
  • Sprzęt Trek X-Caliber 7
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Kaszubska Marszruta

Środa, 25 maja 2016 · dodano: 05.06.2016 | Komentarze 1

Kolejny rowerowy dzień który zaczynamy od zapakowania rowerów do...samochodu. Kierunek Tuchola. Jedziemy do Starostwa Powiatowego żeby odebrać przewodnik po Borach Tucholskich na którego okładce znalazła się moja towarzyszka, przewodniczka itp. Tuchola zrobiła na mnie piorunujące wrażenie. To jedno z tych miejsc do których przyjeżdżasz i mówisz "jestem u siebie"  Po krótkiej chwili znajdujemy starostwo i miła Panią autorkę zdjęcia z okładki. Wszyscy w starostwie są mili. Zostajemy obdarowani nie tylko przewodnikami ale też słodkościami w tym orzeszkami w miodzie. Są pyszne ;) Jedziemy do Chojnic. Chcemy przejechać część kaszubskiej marszruty. Okrętujemy samochód w okolicy Straży Miejskiej. Płacimy za parking od razu za dwa dni i jedziemy. Miasto już nie robi na mnie takiego wrażenia jak Tuchola, jest ładne i tylko ładne. Podoba mi się ratusz i fontanna. Jedziemy do Charzykowy. To typowo wypoczynkowa miejscowość. dużo ośrodków wypoczynkowych, gastronomi i nieczynny komisariat który z zewnątrz wygląda jak z amerykańskiego filmu. Ale może w maju Policja jest tutaj niepotrzebna wszak jest jest przed sezonem ale wszystko gotowe. Przysiadamy na posiłek obok statku wycieczkowego którego nazwy nie pomne. Kilkaset metrów mała przystań jachtowa. Tutaj też cicho i spokojnie. Po drodze rowerowej dojeżdżamy do główniejszej drogi i od razu w las aby wzdłuż tej właśnie drogi dojechać do szlaku kaszubskiej marszruty. Jedzie się świetnie, nawierzchnia ubita, stworzona dla naszych rowerów. Sporadycznie mijani rowerzyści nie okazują agresji są mili ;) Dojeżdżamy sobie do miejscowości Małe Swornegacie a na mojej twarzy rysuje się szelmowski uśmieszek. Ta nazwa śmieszyła mnie zawsze. Przestało mnie to śmieszyć kiedy od tubylca w Swornychgaciach dowiedzieliśmy się co ta nazwa oznacza. A jest to ciekawe. Uzupełniamy wodę i jedziemy dalej. Wjeżdżamy do Borów Tucholskich. Kilka kilometrów znów jedziemy drogą rowerową aby w miejscowości Drzewicz skręcić na niepozorną ścieżkę i jechać przez sam ich środek. lekko piaszczysty dukt idealny na rowerowanie. Jedzie się świetnie. Po drodze mijamy stanowisko dydaktyczne gdzie chwilę odpoczywamy. cisza spokój i brak zasięgu "lubię to" Nawet leśne owady nie są natarczywe. Po dobrych kilkunastu kilometrach wyjeżdżamy. Znowu jesteśmy w okolicy Chojnic. Drogą rowerową wjeżdżamy do miasta, na rynku jemu lody które średnio przynajmniej mnie smakują. Pakujemy rowery i wracamy do Kościerzyny.




























  • DST 62.66km
  • Teren 8.00km
  • Czas 03:00
  • VAVG 20.89km/h
  • VMAX 50.90km/h
  • Kalorie 3020kcal
  • Sprzęt Trek X-Caliber 7
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Lotnisko Borsk

Wtorek, 24 maja 2016 · dodano: 05.06.2016 | Komentarze 1

Kilka dni wolnego wykorzystuję na wyjazd na Kaszuby. Wtajemniczeni wiedzą po co tam jeżdżę więc rozpisywania nie będzie. Pierwszego dnia mieliśmy gdzieś pojechać ale nawet podróż komfortowym Flirt3 jednak męczy więc poprzedzający dzień wyjazd wykorzystujemy na integrację.
Jedziemy na Wdzydze. To nie jedyne Wdzydze które dzisiaj odwiedzimy. Coś nie tak dzieje się z moim organizmem. Nogi silne, pod kilka stromych podjazdów nie mam zadyszki. Pot mi nie zalewa oczu....chyba trzeba tutaj osiąść. Przy okazji bijemy rekord. Z Kościerzyny do Wdzydz w 28 minut albo jakoś tak, nie wiem nie mierzyłem tylko jechałem. W samej stanicy cisza i spokój, jesteśmy jedyni oprócz grupy dzieciaków która tutaj się zjawi kiedy my będziemy wyjeżdżali. Że pusto to chyba nic dziwnego skoro napoje sa droższe od tych w kurortach typu Sopot...
Wobec braku innego planu kierujemy się lotnisko Borsk. Po drodze jednak kolejne Wdzydze tym razem Tucholskie. Ich charakterystykę można określić tak że składają się głównie z piachu. Droga główna piaszczysta ;) ale sama miejscowość bardzo romantyczna...kilka minut spędzamy na pomoście widokowym i dalej do Borska właśnie. Po drodze ciekawa sytuacja. Idzie grupa młodzieży z opiekunami na oko gimnazjaliści. Znudzeni życiem wszak zasięgu nie ma i nie można nic wrzucić na snapchata i fejsa. Jeden z chłopaków chyba ten najsłabszy w grupie mówi do mojej towarzyszki
"proszę daj mi rower" Roześmialiśmy się i pognaliśmy właśnie do Borska. Szybko odnaleźliśmy wjazd na lotnisko. Nie znam się na lotniskach i lataniu ale fajnie tutaj. Wygląda to tak jakby wojskowe samoloty odleciały przed chwilą. Wszystko wygląda na to że ktoś o to dba. (później dowiem się że lotnisko należy do osoby prywatnej)
Przejeżdżamy cały pas i na końcu znajdujemy dróżkę którą wydostajemy się. Wracamy do Kościerzyny. Trasa bardziej mi znajoma. Znowu piach ale co mi tam jest fajnie. O zamkniętym ale tylko we wtorki jedynym sklepie nie ma co wspominać.