Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Dynio z miasteczka Bytom (Kleinfeld). Mam przejechane 54296.81 kilometrów Jeżdżę z prędkością średnią 16.71 km/h. button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Dynio.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Akcja "Dbam o Zdrowie!!!"

Dystans całkowity:36321.57 km (w terenie 2179.98 km; 6.00%)
Czas w ruchu:2128:02
Średnia prędkość:17.09 km/h
Maksymalna prędkość:99.90 km/h
Suma podjazdów:23749 m
Maks. tętno maksymalne:181 (90 %)
Maks. tętno średnie:140 (70 %)
Suma kalorii:1711136 kcal
Liczba aktywności:1034
Średnio na aktywność:35.16 km i 2h 03m
Więcej statystyk
  • DST 196.94km
  • Teren 15.00km
  • Czas 11:02
  • VAVG 17.85km/h
  • VMAX 42.50km/h
  • Temperatura 21.1°C
  • Kalorie 8278kcal
  • Sprzęt Trek X-Caliber 7
  • Aktywność Jazda na rowerze

Lubliniec - Wieluń - Częstochowa

Wtorek, 8 maja 2018 · dodano: 23.05.2018 | Komentarze 2

Dzień pierwszy.
Pierwszy tegoroczny dwudniowy wyjazd. Był on efektem rozmowy internetowej jakoby Załęczański Park Krajobrazowy (ZPK) jest atrakcyjnym miejscem dla rowerowania. Po wykonaniu kilkudziesięciu telefonów udało mi się znaleźć nocleg. Już kiedyś pisałem że na jedną noc z rowerem nie chcą przyjmować. W końcu dodzwoniłem się do miłej właścicielki "Karasiówki" w Żytniowie. Pani miła, konkretna a rower będzie garażował w zamykanym pomieszczeniu z alarmem. Więc jadę...
Nie jadę z Bytomia, aby się nie mieć po pierwszym dniu konkretnie dość, postanowiłem że ruszę z Lublińca. Do Lublińca jadę pociągiem. Podróż szybka i spokojna. W Lublińcu jadę na Rynek na lody. Proszę mi wierzyć że połączenie pietruszki, selera i koperku jest w lodach możliwe. Polecam. Zjadłem co zjadłem więc jadę. Lubliniec jest dość mocno rowerowy. Od razu do granic miasta jadę szeroką asfaltową drogą rowerową. Od granic już nie ale drogi lokalne i mimo normalnego dnia pracy, ruch jest niewielki. Jedzie się fajnie do czasu wjazdu do lasu. Tutejsze maja drogi głównie piaszczyste oraz kamieniste, kamienie wielkości piłeczek celuloidowych. Koszmar rowerzysty. Do tego w jednym z miejsc popełniam na rozstaju dróg błąd nawigacyjny i jak głupi krążę po lesie. Trudno, trzeba się uczyć tras. W końcu las się kończy i jadę po w miarę płaskim terenem. Nie koniec to jednak moich kłopotów. Kiedy zatrzymałem się aby zaczerpnąć z bidonu wody, obróciłem się. Za mną było ciemno i grzmiało. Jeszcze przejechałem kilometr i musiałem ubrać kurtkę przeciwdeszczową. Od tego momentu ostatnie 15 kilometrów jadę w deszczu a ostatnie 3 kilometry jadę w ulewie. Docieram o przyzwoitej porze. Gospodyni jak mnie zobaczyła to najpierw rozkazała mi mycie i ogarnięcie roweru a później dopiero wtedy sprawy meldunkowe. Zaliczyłem jeszcze zakupy w wsiowym sklepie i do łózka. Nawet telewizora nie włączyłem. 

Dzień drugi
Pobudka o 7 rano. Do wsiowego sklepu po prowiant, śniadanie i jadę w trasę. mimo chłodnej nocy, wszystko wyschło. W dobrym humorze ruszam przed siebie. Płaska droga, jedzie się fajnie. Znów kilka odcinków leśnych ale na szczęście krótkich. Kilka podjazdów zaczyna się przed Wieluniem, tutaj trafiam też na dość wygodną rowerówkę, co prawda z kostki ale jakoś dzisiaj mi to nie przeszkadza. Dojeżdżam na miejsce i funduję sobie kawę w kawiarni, nie dość że w kawiarni to jeszcze w filiżance. Kto zabroni rowerzyście. Objechałem sobie miasto i stwierdziłem że bardzo chciałbym tutaj mieszkać. Tak zielonego i zadbanego w domyśle czystego miasta nie widziałem już dawno. Po prostu tutaj dbają. W miejscowej bibliotece pieczętuję książeczkę wycieczek kolarskich i kilka minut rozmawiam z jej dyrektorką, bardzo miła i dystyngowana Panią. Jeszcze tylko kupić mały olejek do łańcucha bo wczorajszy deszcz wszystko wypłukał i mogę jechać dalej. Jedzie się dobrze ale bez mapy a to co mam w smarfonie to jakaś porażka nie zwiedzam ZPK, po prostu przejeżdżam go po ulicy. Kolejne mniejsze lub większe miasteczka. Szczególnie fajne był Działoszyn. Po prostu fajny. Dalej już bardziej znane mi okolice. Byłem tutaj kilka lat na wakacjach. Ale odcięło mi prąd. Jechałem bardziej siłą woli i świadomością że muszę dojechać do Częstochowy. Zrobiło się też nieznośnie parno. Dojeżdżam do częstochowy, ruch na ulicach okropny a dróg rowerowych niewiele. Nie jestem głodny a spragniony. Kupuję wodę i wracam wcześniejszym pociągiem do Zabrza. Z Zabrza po ulewie docieram do domu. Było fajnie i było warto.



































  • DST 135.66km
  • Teren 5.00km
  • Czas 07:51
  • VAVG 17.28km/h
  • VMAX 49.20km/h
  • Temperatura 29.4°C
  • Kalorie 5246kcal
  • Sprzęt Trek X-Caliber 7
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wiślana Trasa Rowerowa II

Czwartek, 3 maja 2018 · dodano: 07.05.2018 | Komentarze 4

Kolejny rok i kolejny przejazd Wiślanej Trasy Rowerowej (WTR) na odcinku z Oświęcimia do Krakowa. Do Oświęcimia jedziemy najnowszym nabytkiem Kolei Śląskich składem ElfII 34WEa-002A. Skład nowoczesny pachnący fabryką ale przewóz rowerów no do najwygodniejszych nie należy. Nasza siódemka musiała się usadowić wewnątrz gdzie były już dwa rowery. Nie udało się ich powiesić więc stały wszędzie. Kierownik pociągu był gościem w porządku i nie robił problemów. Skasował za bilet i poszedł. Wrócił pogadać. Podróż do Oświęcimia zleciała bardzo szybko. Trzeba zjeść śniadanie. Lądujemy w sieciówce. Jemy i gadamy. Do naszej siódemki przyłącza się wróbel Elelemelek. Zupełnie bezstresowa sadowi się na brzegu stołu i wcina kanapkę Basi.Po śniadaniu ruszamy. WTR zaczyna się kilkanaście metrów dalej. Jedziemy fajnym tempem połykając kolejne kilometry. Dziewczyny zaczynają wyciągać smarowidła z wysokim faktorem UV. Upał robi się co raz większy. 95% trasy to teren bez cienia. Zaliczamy kilka postojów głównie na uzupełnienie płynów. Jazda przez kilkadziesiąt kilometrów nie widząc samochodu jest cudowna. Zapachy bzu i kwitnącego rzepaku oraz innych nieznanych mi roślin jest cudowny. Może kiedyś ta trasa będzie biegła na północ. Przejadę ją całą, to będą cudowne wakacje.
Dojeżdżamy do Skawiny. Cel jest jeden, cukiernia Jagódka. Wnętrze klimatyzowane. Rozsiadamy się wygodnie jedząc lody oraz inne frykasy. Dopiero kiedy wychodzimy doświadczamy upału. Wracamy na WTR do Tyńca. Ten odcinek trasy jest jeszcze w budowie. Po wertepach wśród tłumów dojeżdżamy do opactwa benedyktyńskiego. I tutaj nieprzebrane tłumy. Nie zatrzymujemy się. Jedziemy do Krakowa. Wzdłuż Wisły wśród tłumów który im bliżej tym gęstszy dojechaliśmy do ścisłego Centrum. Ruch okropnie duży, nic dziwnego odbywa się duży festiwal filmowy OFF Camera by Netia. Tłumy nieprzebrane. Język Polski na ulicy raczej w defensywie. Jedziemy na dworzec kolejowy. Mamy w planie powrót koleją. Tutaj zaczyna się nasza
"przygoda"  Po odstaniu w kolejce u miłej kasjerki dowiadujmy się że bilety dla nas są ale dla naszych rowerów już nie. Na kolejny pociąg też nie. Pani w kasie w formie żartów "Wyście poszaleli dzisiaj z tymi rowerami" Cóż zanim padnie że wracamy na rowerach próbujemy "szczęścia" w odjeżdżających co 15 minut autobusach do Katowic. Rozmawiamy z kierowcą, miło gość tłumaczy nam że nie ma problemu weźmie dwoje rowerzystów ale nie jest pewne że następny kierowca postąpi tak samo bo nie musi. Wracamy do kolejowej kasy. Bez kolejki ta sama miła kasjerka mówi nam abyśmy nie kombinowali i poszli do konduktora. Jeżeli się zgodzi to kupimy sobie bez kłopotu u niego bilety. Kiedy idziemy na peron III dzwoni koleżanka że kierowca autobusu do Jaworzna weźmie nas wszystkich jednocześnie. Super. Z Jaworzna do domu to raptem 40 kilometrów. Układamy rowery w luku bagażowym i jedziemy do Jaworzna. Ledwo wyjeżdżamy z podziemi i widzimy że się chmurzy i to mocno. Będzie padać, pytanie tylko kiedy. Po godzinie jesteśmy w Jaworznie. Siadamy na rowery i zaczyna lać. Mocno. Na pobliskiej stacji ubieramy co mamy i jedziemy. Nie ma innej opcji. Pada mocno. Przed nami co raz niebo przecinają błyskawice. Gdzieś jest niezła burza. W Mysłowicach na jednej z ulic stoi wóz Straży Pożarnej. Dojeżdżamy wolno do dowódcy i pytamy o przejazd. Kazał jechać po torowisku bo wybrukowane a jezdnia zalana wodą po gradobiciu. Jedziemy i Jarek wjeżdża w szynę i wpada do wcześniej wymienionej wody, na ułamek znikając pod jej powierzchnią. Trzej strażacy zrywają się Jarka wyciągnąć ale ten jak z wielką gracją wpadł do wody tak szybko z niej wyskoczył niczym z morskiej piany ;) Wjeżdżamy do Katowic. Kilka metrów za granicą miasta jest zakręt 90 stopni i Janusz tym razem wjeżdża w szynę. Rower w jedną a Janusz w drugą stronę sunie po wodzie. Zrywa się na równe nogi i melduje "nic mi nie jest, nic mi nie jest" Dobra, jedziemy ostrożnie dalej. Z bocznej uliczki wyjeżdża rowerzysta na szosie. Kładzie się do zakrętu, na śliskim asfalcie upada i razem z rowerem jadą ale już osobno w kierunku krawężnika. Na jak tak krótki odcinek to wrażeń całkiem sporo. Nieco dalej w centrum Siemianowic na światłach dzielimy się na dwie grupy. Wjeżdżam na rondo i obok mnie hamuje stary Ford Escort. Dokładnie około centymetra. Nawet nie zdążyłem się przestraszyć. Kompletnie nic. Dopiero kilka minut później dotarło do mnie co i jak. Kierowca jak gdyby nigdy nic pojechał sobie dalej. Zero reakcji, zero przeprosin. Kamienna twarz. Trudno, ważne że żyję. Do Bytomia dojeżdżamy już bez przeszkód. Na koniec już w strasznej ulewie odwożę Renatę do domu. Tak oto zakończyła się pełna przygód wycieczka. 
Genialne ZDJĘCIA Janusza.


34WEa-002A
34WEa-002A © Dynio

Prom na Wiśle
Prom na Wiśle © Dynio

MOR czyli Miejsce Obsługi Rowerzystów
MOR czyli Miejsce Obsługi Rowerzystów © Dynio

Opactwo Tynieckie
Opactwo Tynieckie © Dynio

Wisła w Krakowie
Wisła w Krakowie © Dynio

Kraków Główny
Kraków Główny © Dynio




  • DST 64.02km
  • Czas 04:07
  • VAVG 15.55km/h
  • VMAX 45.50km/h
  • Temperatura 23.3°C
  • Kalorie 2711kcal
  • Sprzęt Trek X-Caliber 7
  • Aktywność Jazda na rowerze

VII Rowerowy Rajd Nadziei

Wtorek, 1 maja 2018 · dodano: 02.05.2018 | Komentarze 0

Kolejny 1 maja. Kolejny Rowerowy Rajd Nadziei dla Hospicjum w Chorzowie. Jeździmy tam od kilku lat. Zawsze jest fajnie. Zawsze można kogoś fajnego spotkać no i chyba co najważniejsze komuś pomóc. To chyba najważniejsze. Jedziemy dość sporą bo dwudziestu dwu osobową ekipą. Na miejscu jak się później po zliczeniu okaże było nas około 800 osób. Sporo, zeszłego roku było nas równo połowa. Punktualnie o godzinie 13 ruszamy. Asystuje nam jak to bywa na takich chorzowska PolicjaStraż Miejska oraz nieogarnięta liczba wolontariuszy. Wolnym tempem dojeżdżamy do Górnośląskiego Parku Etnograficznego. Tutaj finiszujemy. Kiedy przejeżdżamy obok sceny publiczność bije nam brawo. Uczucie jakbym finiszował na wyścigu. Rozsiadamy się wygodnie na trawie. Pałaszujemy to co mamy albo nam podadzą. Trwa losowanie nagród i licytacja. Nam trafia się trofeum...za najstarszego uczestnika rajdu. Po dwóch godzinach słodkiego lenistwa, dowcipów, żartów i całkiem poważnych rozmów leniwie ruszamy do domu. Do domu docieram bardziej siłą woli, nogi nie chciały współpracować.
T U T A J ! ! !  galeria naszego genialnego fotografa.




  • DST 32.55km
  • Czas 01:23
  • VAVG 23.53km/h
  • VMAX 47.80km/h
  • Temperatura 26.6°C
  • Kalorie 1551kcal
  • Sprzęt Trek X-Caliber 7
  • Aktywność Jazda na rowerze

A po pracy to się działo...

Niedziela, 29 kwietnia 2018 · dodano: 30.04.2018 | Komentarze 2

Do pracy nudny klasy, ale cieplutko. Przyjemnie. Po pracy wyjazd do Świętochłowic na szybką kawę. Po kawie z moją towarzyszką powiedzmy że ma na imię Iwona jedziemy na krótką przejażdżkę. Po drodze sklep, jej zakupy...kiszonej kapusty. No i od tego momentu zaczyna się przygoda. Stoimy na światłach na końcu kolejki samochodów. Nie pcham się do przodu po torach tramwajowych. Jest po burzy i ślisko. Nie chciałem na się przewróciła. Zapala się zielone, samochody przejeżdżają i zapala się żółte światło. Hamuję. Iwona myślała że Jacek przejeżdża na żółtym. Nie, Jacek nie przejeżdża na żółtym ani późnym zielonym. No i koniec końców Iwona pakuje mi się w tylne koło. Normalne, od dokładnie trzech lat ktoś mi raz w roku pakuje się w "zadek" W głowie przeleciały mi dwie myśli. Połamane szprychy i skrzywiona tarcza hamulcowa. Ale nic z tych rzeczy. Iwona wjechała mi w tył z kobiecą gracją tak delikatnie. Dobrze że przy tym ona sama się nie przewróciła. Cała ta sytuacja wywołała u nas głupawkę, ale u mnie kilka chwil później ;) Kółeczko po Świętochłowicach i przez Chorzów Batory wracamy na Skałkę. Chwilę później grzecznie rozjeżdżamy się do domów. Aha...jedliśmy jeszcze lody na drewnianym patyku.



  • DST 50.78km
  • Czas 03:09
  • VAVG 16.12km/h
  • VMAX 47.40km/h
  • Temperatura 16.4°C
  • Kalorie 2476kcal
  • Sprzęt Trek X-Caliber 7
  • Aktywność Jazda na rowerze

106 Bytomska Masa Krytyczna

Piątek, 27 kwietnia 2018 · dodano: 29.04.2018 | Komentarze 1

Jest ostatni piątek miesiąca, jest 106 Bytomska Masa Krytyczna (BMK). Na Rynek jadę przez....Świętochłowice. Zabieram po drodze Bertkę, Iwonę i Marka. Na miejscu jesteśmy "o czasie" Razem z nami jest 91 rowerzystów. Jest Straż Miejska, Policja na motorze z niezawodnym i wiecznie uśmiechniętym Jarkiem. Jest też ambulans "Promed" ale on nie był i oby nie był potrzebny. Ale jest. Jedziemy, jest świetnie. Już dawno nie było takiej atmosfery. Było czuć że wszyscy mają w sercach...maj. Stres zaczął się na ulicy Wrocławskiej na wiadukcie. Obiekt w przebudowie, z czterech pasów pozostały dwa. Za nami jedzie Straż Pożarna na sygnale. Decyzja mogła być tylko jedna. Jarek na motocyklu blokuje przeciwny pas a my na niego zjeżdżamy. Około 100 rowerzystów zjeżdża błyskawicznie przepuszczając wóz bojowy. Strażacy odwdzięczają się oklaskami i jadą robić swoje. Zrobiliśmy korytarz ratunkowy szybciej niż robią to kierowcy na ulicach. Przejazd kończymy tam gdzie startowaliśmy na Rynku obok Loft12. Właściciel częstuje nas lemoniadą. 
To nie koniec dnia, wracamy tak jak przyjechaliśmy przez Świętochłowice gdzie nasza czwórka przegadała kolejne 2 godziny. Tak oto minął piątek 27 kwietnia.
Link do pięknych zdjęć od Janusza Tutaj.

106 Bytomska Masa Krytyczna
106 Bytomska Masa Krytyczna © Dynio

106 Bytomska Masa Krytyczna
106 Bytomska Masa Krytyczna © Dynio

106 Bytomska Masa Krytyczna
106 Bytomska Masa Krytyczna © Dynio





  • DST 77.09km
  • Czas 03:47
  • VAVG 20.38km/h
  • VMAX 57.80km/h
  • Temperatura 21.3°C
  • Kalorie 3455kcal
  • Sprzęt Trek X-Caliber 7
  • Aktywność Jazda na rowerze

GRAMY i Oświęcim

Niedziela, 22 kwietnia 2018 · dodano: 22.04.2018 | Komentarze 1

Miała być Wiślana Trasa Rowerowa w grupie. Pomysł padł podczas wyjazdu do Jaworzna. Nikt nie powiedział nie. Miałem ogarnąć kolej bo mieliśmy wystartować z Oświęcimia. Kiedy jednak przyszło co do czego ten na szkoleniu a reszta dyskretnie milczała. Cóż nie to nie. Liczyłem szczególnie na jedną osobę ale kolejny raz się przeliczyłem. Postanowiłem że jadę sam. Jednak noc była za krótka a snu za mało. Zegarek zadzwonił o 6 rano, wyłączyłem i spałem dalej. Jednak ten dzień będzie należał do mnie. Wyjeżdżam o 12. Kierunek Tychy i lody GRAMY w Paprocanach. Trasa klasyczna bez udziwnień. Na miejscu tłumy. Do swojej porcji lodów docieram po pół godzinie stania w kolejce. Było warto bo smak zielonej herbaty i pomarańczowo-miętowe rządzą. Dalej uznałem że jednak muszę dotrzeć do Oświęcimia. No to w drogę. Ulicą przejeżdżam właściwie kilkaset metrów. Wszędzie drogi rowerowe. Fajne ni może bez krawężników. Za nie powinni wysyłać do kamieniołomu. Na godzinę przed odjazdem pociągu do Bytomia jestem na miejscu. Jest czas na przegryzienie czegoś, kupno czegoś do picia i popisania z Kaśką. Mimo wszystko, mimo tego że nie udało się przejechać WTR, to był dobry rowerowy dzień.

Lody GRAMY !!!
Lody GRAMY !!! © Dynio

W Tychach gorąco ;)
W Tychach gorąco ;) © Dynio

Witacz
Witacz © Dynio





  • DST 67.92km
  • Teren 7.00km
  • Czas 03:48
  • VAVG 17.87km/h
  • VMAX 48.20km/h
  • Temperatura 23.9°C
  • Kalorie 3138kcal
  • Sprzęt Trek X-Caliber 7
  • Aktywność Jazda na rowerze

Night Biking w Katowicach

Sobota, 21 kwietnia 2018 · dodano: 22.04.2018 | Komentarze 1

Impreza trwa już od kilka lat, zawsze co miesiąc. Zawsze mi jednak nie było po drodze na nią. Teraz dzięki zrządzeniu przypadku trafiłem i ja. Wyjechałem dwie i pół godziny wcześniej. Do końca łudziłem że ktoś z "grupy"dołączy. No jednak nie. Koniec końców dojeżdżam na miejsce zbiórki. Wedle ogłoszenia zbiórka obok NOSPR-u. Sadowię się obok wielkiej fontanny. Chwilę później przyjeżdża Jurek. Kupę lat się nie widzieliśmy, na tyle długo że zdążył zostać emerytem. W międzyczasie nakręcam dla pewnej czterolatki krótki filmik o fontannie. Siedzimy i gadamy, no ale jest nas tylko dwóch. Coś nie gra. Zaczynamy szukać innych rowerzystów. No i znajdujemy całkiem liczną grupę po drugiej stronie budynku, tak na oko 75 rowerzystów lekkiej jazdy. Dokładnie o 20 ruszamy. Kierunek "romantyczne ruiny" Jedziemy sprawnie, raz szybko a raz wolno. Nikt nie marudzi inie trapią nas żadne awarie. Koniec końców lądujemy na miejscu. Cały obiekt to pozostała wieża. Czy romantyczna nie wiem, jest ciemno. Jest klimat miejsca a to dzięki rowerzystom. Nie wiem czy przyjechałbym tutaj sam. Kiedy większość zostaje, ja w ekipą z Gliwic jedziemy do domów ale najpierw poszukiwanie otwartego sklepu z wodą. Dopiero w Bytomiu znajdujemy pierwszy otwarty. Zakupy i się żegnamy. Szybko przez las. Na jego skraju dopada mnie stado dzików. Ale one bardziej bały się mnie niż ja ich. Tak oto minęła sobota.





Zachód słońca nad Katowicami
Zachód słońca nad Katowicami © Dynio

Romantyczne ruiny
Romantyczne ruiny © Dynio




  • DST 10.72km
  • Czas 00:34
  • VAVG 18.92km/h
  • VMAX 37.80km/h
  • Kalorie 500kcal
  • Sprzęt Trek X-Caliber 7
  • Aktywność Jazda na rowerze

DPD

Czwartek, 19 kwietnia 2018 · dodano: 20.04.2018 | Komentarze 1

Tym razem odmiana, do pracy jadę na 18. Noc jak noc. Miasto nie śpi. Wyjeżdżam równiutko o 6 rano. Nawet przyjemnie. Bez kombinowania wracam do domu. Nagrodą za powrót do domu jest piękny wschód słońca.

Wschód słońca w Bytomiu
Wschód słońca w Bytomiu © Dynio


  • DST 21.73km
  • Teren 4.00km
  • Czas 01:16
  • VAVG 17.16km/h
  • VMAX 38.20km/h
  • Kalorie 944kcal
  • Sprzęt Trek X-Caliber 7
  • Aktywność Jazda na rowerze

DPD

Środa, 18 kwietnia 2018 · dodano: 20.04.2018 | Komentarze 1

Jak zwykle grubo po piątej rano do pracy. Chłodno ale to kwiecień więc nie marudźmy. Tak zagadałem się z dziewczynami z piekarni że do pracy "na styk" Szybkie przebieranie i o 05:59 byłem gotowy. Brawo ja.
Po pracy trywialnym byłoby wrócić do domu tą samą monotonną drogą. Trzeba się zresetować ale w moim przypadku to coraz trudniejsze. Może wymiana twardego dysku, hmmm....No ale trzeba żyć.

Park Miejski w Bytomiu
Park Miejski w Bytomiu © Dynio


  • DST 114.74km
  • Teren 10.00km
  • Czas 07:01
  • VAVG 16.35km/h
  • VMAX 46.20km/h
  • Temperatura 23.5°C
  • Kalorie 4908kcal
  • Sprzęt Trek X-Caliber 7
  • Aktywność Jazda na rowerze

V Rodzinny Rajd Rowerowy Cztery Pory Roku w Jaworznie

Niedziela, 15 kwietnia 2018 · dodano: 16.04.2018 | Komentarze 2

Sam najprzód w sobotę na 18 do pracy. Noc spokojna więc można było na dłużej zamknąć oko, nawet dwa. Do Jaworzna byliśmy zaproszeni przez przyjaciół i z zaproszenia tego skorzystaliśmy. Okazja V Rodzinny Rajd Rowerowy Cztery Pory Roku-Wiosna. Z Bytomia jedziemy dość liczną ekipą. Pogoda piękna. Drzewa puściły kwiaty które pięknie pachną. Jedzie się świetnie. Na miejscu oprócz nas około 500 osób z rowerami z przeróżnych zakątków województwa, nie tylko naszego. Kilkanaście minut po godzinie 11 ruszamy. Jedziemy-stoimy-prowadzimy-jedziemy. Tak przez około półtora kilometra. Później już lepiej ale na jakiejś drodze rowerowej przy jakiejś ulicy w jakiejś dzielnicy stoimy...w korku rowerowym. Nie sądziłem że dożyję takiego czasu że będę w korku stał właśnie na drodze rowerowej. Dojeżdżamy do Rezerwatu Przyrody "Dolina Żabnika" A że las i to gęsty, do czego został "wykorzystany"  wszyscy się domyślają. Nawrót i jedziemy na finał imprezy nad zalew Sosina. Tutaj rozkładamy się pod brzozami. Uprzyjemniamy sobie ten czas rozmową i napitkami. Część poszła po przydziałowe kiełbaski a wróciła z kubkami...żurku. Czas wracać, powrót prawie identyczną trasą. Dzięki dobrym ludziom udało nam się uniknąć DK94 i czmychnąć bokami do Bytomia po drodze żegnając się i ponownie witając. Było dobrze.

Jaworznickie trasy rowerowe
Jaworznickie trasy rowerowe © Dynio